Wybaczyć – jak to łatwo powiedzieć......
Wybaczyć ......jak to zrobić?
Czy to w ogóle jest możliwe?
Czy to w ogóle jest możliwe?
Kiedy się dopiero co człowiek otrząsa i budzi z trwającej przez lata iluzji, życia w chorej relacji, takiej toksycznej, to wiele się dzieje w głowie, w duszy. Próbujemy się ogarnąć z tą całą sytuacją, w której oddało się władzę nad sobą komuś kto nas traktował z wyższością, deptał naszą godność i poczucie własnej wartości, nadużywał naszego zaufania nie liczył z naszymi uczuciami, zdradzał, namieszał w życiu, miał nas za niewiele więcej jak środek do osiągania swoich egoistycznych celów. Jeśli pozwoliło się temu komuś tak długi czas manipulować nami, dyktować nam co nam wolno co nie, wykorzystywać nas i upokarzać, co nas kosztowało wiele rozterek, łez, bólu i rozczarowań – to co z tym teraz zrobić?
Uwolnić się od wpływu tej osoby? Jak najszybciej!
Wyjść z tej relacji? Jasne, jeśli to tylko możliwe!
Wyplątać z tej chorej zależności? Koniecznie!
Jak? To osobny temat. Wiele się na to składa.
Wyjść z tej relacji? Jasne, jeśli to tylko możliwe!
Wyplątać z tej chorej zależności? Koniecznie!
Jak? To osobny temat. Wiele się na to składa.
Ale nawet jeśli uda się fizycznie odizolować od tej manipulatywnej osoby, pozbierać się na nowo w innym miejscu i czasie, to wierzę że do prawdziwego uwolnienia takiego głęboko, na poziomie serca, potrzebna jest bardzo ważna rzecz: PRZEBACZYĆ.
Dopóki się nie przebaczy i nie puści tej przeszłości, to balast niedobrych rzeczy które się wydarzały będzie ciążył jak kamień, uwierał i jątrzył się gdzieś tam głęboko, choćby się głośno zarzekać że wszystko jest ok.
I w tym procesie uwalniania trzeba przebaczyć dwóm osobom:
- tej osobie która nami manipulowała i nas wykorzystywała
- sobie samemu, że się na tę manipulację i wykorzystywanie pozwalało
Ani jedno ani drugie nie dzieje się na pstryk.
To jest proces, wymaga woli, pewnego świadomego wyboru i wystarczająco długiego czasu żeby to się mogło dopełnić.
Wydaje mi się że:
Żeby być zdolnym wybaczyć tej drugiej osobie
najpierw trzeba umieć wybaczyć sobie.
Zadajemy sobie mnóstwo pytań, jak mogłam pozwalać tak długo na manipulowanie mną, czemu dawałam się tak traktować, wykorzystywać, zwodzić, poniżać, oszukiwać.
Jak mogłam być taka beznadziejna, pokorna, ulegać tak długo, nie dawać oporu? Gdzie był mój szacunek do siebie?
Jeśli w dodatku ta narcystyczna osoba która nam tak dopiekła, to był ktoś kogo sami żeśmy sobie wybrali i postawili na piedestale, obdarzyli specjalnymi względami, zaufali, może nawet pokochali, dając się traktować wyższością, krzywdząco i wodzić za nos, to jeszcze dochodzą pytania : jak mogłam/mogłem się w to wkręcić, być tak głupia, ślepa, naiwna żeby się dać nabierać na to udawanie, na kłamstwa, nie zauważyć od początku z kim mam do czynienia?
Można wpaść w pułapkę i dowalać sobie do bólu, tylko nie o to chodzi żeby po całej psychicznej przemocy której się doświadczyło, teraz jeszcze się tym dobijać.
Trzeba pamiętać że Narcyzi są bardzo skutecznymi manipulatorami i trudno im się oprzeć, jeśli sobie kogoś wezmą na cel. Wielu ludzi daje się tak wciągnąć, nie my jedyni. Poza tym już w procesie manipulowania nami narcyzi podkopują w nas poczucie własnej wartości, więc zaprogramowali nas tak, byśmy od razu zakładali, że to z nami jest coś nie tak. Na tyle skutecznie, że co jak co, ale w tym dowalaniu sobie jesteśmy że tak powiem, całkiem ....dobrzy!
To jest ślepa uliczka. Donikąd nie prowadzi.
Żeby wybaczyć sobie trzeba rozdzielić dwie rzeczy :
- bezcelowe samobiczowanie, które nas tylko jeszcze bardziej osłabia, i nic nie daje, wiec nie ma sensu tego robić.
- rozsądne, obiektywne zrozumienie jakie cechy naszego charakteru spowodowały że daliśmy się zahaczyć, zakręcić, wykorzystać.
Mogą to być najlepsze cechy naszej osobowości, które manipulant bezwzględnie wykorzystuje: wrażliwość, pragnienie kochania i bycia kochanym, chęć rozwoju, chęć bycia potrzebnym, użytecznym, życzliwość dla innych, dobra wola, odpowiedzialność.
Za te cechy powinniśmy się szanować i być z niech dumni, bo świadczą o naszym człowieczeństwie, dobrym sercu, otwartym umyśle.
Trzeba pamiętać że na celowniku narcyzów są przede wszystkim osoby wrażliwe, empatyczne, otwarte, mające w sobie głód miłości i chęć pomagania innym, życzliwe, pracowite, cierpliwe, ciekawe świata, poszukujące wyzwań, skłonne widzieć dobro w każdym człowieku, często inteligentne i wykształcone. Są one cennym ‘nabytkiem’ dla narcyza, bo można je uwieść na umiejętnie udawaną pozytywność, bo reagują na wszystko z poziomu uczuć raczej niż intelektualnej kalkulacji, a w dodatku są wartościowe, są w stanie dużo zaoferować, dać z siebie.
Takie osoby są najlepszym źródłem narcystycznego paliwa wysokiej jakości, dlatego narcyz właśnie takie osoby osacza, w takie osoby 'inwestuje' swoje manipulacje chcąc je od siebie uzależnić.
A że te wrażliwe osoby wpadają łatwo w sidła narcyza i w nich potem długo trwają, to dlatego że przy tych wszystkich wartościowych cechach mają też charakterystyczne słabe punkty, braki na poziomie emocjonalnym, uczuciowym, na przykład niskie poczucie własnej wartości, kompleksy, łatwowierność, niepewność siebie, brak siły, odwagi by się sprzeciwić, trudność podejmowania własnych decyzji ...itp
To są cechy które wynieśliśmy z domu, z tego jak nas traktowali nasi rodzice, co nam dali, czego zabrakło, jakie traumy i trudne sytuacje przeżyliśmy jako dzieci i nastolatki.
Możliwe że rodzice byli niedojrzali, sami mieli ze sobą problemy, może się kłócili i rozwiedli, może nigdy nie mieli dla nas czasu, może nawet któryś z rodziców był bardzo chory fizycznie lub psychicznie, może był alkoholikiem, narkomanem, albo też narcyzem, może nas porzucił albo umarł... czy jeszcze inne sytuacje... Jeśli coś takiego traumatycznego miało miejsce to trudno się dziwić że mając niezaspokojony głód miłości i górę kompleksów wpadamy w pułapki uwodzicieli – manipulatorów. Spotykamy kogoś, o kim myślimy że pomoże nam uzupełnić nasze braki, bo wydaje się że ma to, czego nam brakuje : pewność siebie.
Tutaj pojawia się dodatkowa, jakby pośrednia kwestia, której się nie da pominąć.
- wybaczyć rodzicom, że byli jacy byli i nie dali nam wielu ważnych rzeczy.....kochali nas po swojemu, na ile i jak mogli, ale niezbyt dojrzale.. Pewnie inni nie potrafili być, choćby chcieli, mieli swoje ograniczenia. Ale dali nam życie, najważniejszą rzecz, dzięki nim w ogóle istniejemy i jesteśmy kim jesteśmy.
Właśnie dlatego kiedy sami borykamy się z problemami, to jest najlepszy moment żeby zobaczyć ten łańcuch zależności: że rodzice też mieli swoje trudne sprawy 'na talerzu', mamy problemy bo nasi rodzice też je ze sobą mieli, bo mieli je nasi dziadkowie...Całe pokłady problemów sięgające wstecz przez pokolenia. Niewidzialne, zazębiające się ogniwa łańcuchów które krepują ludzką ekspresję i plączą życie kolejnym i kolejnym generacjom.
Nasi rodzice jacy by nie byli, są nieodłączną częścią nas samych i nie da się tego zmienić ani cofnąć czasu.
Dlatego wybaczenie sobie wiąże się z wybaczeniem dla rodziców.
To nie jest łatwe, to pogodzenie się z ich trudną miłością.
I to nie o to chodzi żeby sobie powiedzieć: to ok i w porządku że tata nas zostawił, albo pił, albo że mama mnie poniżała. Nie! Oczywiście że to nie było ok, że zadali nam ból i czegoś w naszym wychowaniu bardzo zabrakło, wyszliśmy z tego poranieni. To nie jest tego typu akceptacja.
Chodzi o to żeby oddzielić krzywdzące cię zachowanie rodzica, od niego samego jako człowieka, który miał swoje ograniczenia.
Jeśli sam masz dziecko możesz to łatwiej zrozumieć przez analogię: jeśli dziecko jest niegrzeczne, kosztuje cię to mnóstwo nerwów i masz czasem dość, kiedy bardzo źle się zachowuje. Ale widząc to złe zachowanie, mówisz stop, pokazujesz że nie akceptujesz złych zachowań, ale to nie oznacza że odrzucasz swoje dziecko, przestajesz je kochać. Ono dalej jest twoim dzieckiem, kimś najważniejszym dla ciebie.
W naszej relacji dorosła osoba - rodzic jest podobnie.
Dla samego siebie warto jakoś znaleźć drogę, żeby się z tym uporać, każdy na swój sposób.
Poza tym na dzieciństwie życie nasze się nie kończy, żyjemy dalej i jako osoby dorosłe, w miarę jak zdajemy sobie sprawę ze swoich braków i problemów, mamy siebie samych, swoją dorosłą mądrość, wolę rozum i rozsądek żeby się sami ‘dowychowywać’ i nad brakami które mamy samemu popracować. Mało kto ma taki luksus żeby mieć idealne dzieciństwo, więc nie pogrążajmy się w bezowocnym rozczulaniu i użalaniu się nad sobą, tylko z całą życzliwością do siebie, na jaką nas stać, zastanawiamy się jak możemy sobie pomóc.
Możliwości mamy dużo, to temat rzeka tak naprawdę.
Upraszczając: trzeba na siebie spojrzeć z taką konstruktywną autorefleksją i z przychylnością jakbyśmy patrzeli na dobrego przyjaciela, któremu chcemy pomóc. Co on potrzebuje, co może zrobić żeby to uzyskać. Czy to będzie łagodne podejście, czy energiczne i gwałtowne, to już zależy od naszej natury, naszego temperamentu.
Dobrze jest skupić się na tym co cenne, co w sobie cenimy, za co jesteśmy wdzięczni, (zawsze coś takiego jest! tylko trzeba to chcieć zauważyć, docenić) a w pracy nad sobą świadomie skoncentrować na tym co wymaga samodyscypliny... Zaczynamy od najprostszych rzeczy i w miarę postępów stopniowo i rozszerzamy listę...
Wybaczenie sobie samemu przychodzi stopniowo i samoistnie kiedy się rośnie w takiej pozytywnej samoświadomości. Jest naprawdę możliwe. Kiedy ono przychodzi, jest to dobre uczucie, nagle odkrywamy że nie musimy udowadniać sobie ani nikomu że jesteśmy godni akceptacji i wartościowi. Po prostu to czujemy.
Jeśli chcemy by wzrosło w nas drzewo poczucia własnej wartości to jego korzeniami są akceptacja siebie i wybaczenie sobie, a na jeszcze głębszym poziomie –wybaczenie swoim rodzicom i pogodzenie się z przeszłością.
Teraz zajmijmy się tym drugi członem wybaczenia: wybaczenie tej drugiej osobie w relacji która nas krzywdziła.
Wychodząc z toksycznej relacji i chcąc się po niej pozbierać najpierw i przede wszystkim musimy wziąć siebie ‘pod specjalną ochronę’.
To oznacza że po długim okresie, kiedy byliśmy przedmiotem przemocy i nadużyć ze strony manipulującej osoby, mamy prawo tupnąć nogą i powiedzieć, nawet wykrzyczeć : DOŚĆ TEGO, kategorycznie, bez patyczkowania się. To nie jest dobry moment na roztkliwianie się nad 'nastawianiem drugiego policzka', trenowanie już i tak nadużytej naszej cierpliwości i tolerancji.
Jeśli zaczniemy się w to bawić na tym etapie, to damy się znowu wciągnąć w ta samą grę, którą narcyz z nami prowadził do tej pory, czyli cynicznie wykorzystywał naszą cierpliwość i dobra wolę, upokarzał, bawił się nami.
Jeśli zaczniemy się w to bawić na tym etapie, to damy się znowu wciągnąć w ta samą grę, którą narcyz z nami prowadził do tej pory, czyli cynicznie wykorzystywał naszą cierpliwość i dobra wolę, upokarzał, bawił się nami.
Żeby zakończyć tę grę raz na zawsze i wyrwać się z kręgu uzależnienia od narcyza dajemy sobie prawo odczuć zdrowy, ‘sportowy gniew’. Ten gniew bynajmniej nie oznacza że mamy się wdawać w karczemne awantury z narcyzem. To bezcelowe marnowanie energii.
Chodzi o gniew który ma nas zmotywować do działania w konkretnym kierunku: uwolnić się, czyli:
Chodzi o gniew który ma nas zmotywować do działania w konkretnym kierunku: uwolnić się, czyli:
po pierwsze : ograniczyć kontakt z narcyzem, jeśli można w ogóle wziąć się i odejść (opcja na zero kontaktu)
po drugie : uświadamiając sobie jego gry przestać na nie reagować i dawać się prowokować, bo to narcyza go tylko karmi naszym kosztem i nakręca (opcja zero reakcji)
po trzecie : zająć się sobą. Po prostu sobą, bez oglądania się na narcyza.
Kiedy ktoś nami manipuluje mamy wiele uzasadnionych powodów żeby tupnąć tupnąć nogą i się wkurzyć. Potrzebujemy tego wkurzenia żeby nazwać sobie to co się z nami działo, punkt po punkcie, przekręt po przekręcie i powiedzieć temu STOP.
Jak puści tama takiej długo pohamowywanej złości, to to może być dość gwałtowne, intensywne. Nic przyjemnego. Ale trzeba przez to przejść.
Co bardzo ważne, nie wdawać się przy tym w jałowe dyskusje z narcyzem, naprawianie go na siłę, oczekiwanie przeprosin (i tak nie będą szczere). Nie chodzi też o gniewne branie rewanżu, odwetu, zemsty na narcyzie, to strata energii i nakręcanie jego gry. Lepiej sobie tego oszczędzić dla własnego dobra. Chodzi głownie o to, by energia tego gniewu podtrzymała w nas motywację i decyzję, by zakończyć raz na zawsze to co było złe i nas krzywdziło. Gniew jest nam dany po to by się bronić przed złem, nie po to by krzywdzić. Ten słuszny gniew wzmacnia też nasze psychiczne muskuły. Nabieramy poczucia wartości zdając sobie że mieliśmy słuszne powody do tego słusznego, ochronnego gniewu, to nie my jesteśmy ‘wszystkiemu winni, wybrakowani, bezsilni" ’ jak nam wmawiano. Budzimy się z hipnozy.
Tu może warto zrobić małą dygresję.
Jak różni ludzie reagują na niechciane sytuacje i przemoc?
Jedni się złoszczą, wkurzają i walczą, ich reakcja jest skierowana na zewnatrz, natychmiast protestują. Takich ludzi jest trudno skrzywdzić bo sią automatycznie aktywnie bronią.
U innych pierwszą reakcją jest strach, ochronny strach który kaze im natychmiast uciekać. Ich rakcja też jest ukierunkowana na działanie i takich ludzi też nie jest łatwo skrzywdzić bo potrafią umknąć, aktywnie uciec unikając zagrożenia.
Ale są i takie osoby ktore gniewną reakcję blokują z punktu, strach je paralizuje, zamiast walką lub ucieczką reagują po postu płaczem, smutkiem, rożaleniem, ich reakcja jest bierna, obrócona w smutek i rozpacz jest skierowana w niszczący sposób do wewnatrz nich samych. Ta rozpacz pochodzi z poczucia beznadziejności bo ta osoba nie ani daje sobie prawa by się bronic, ani nie potrafi czmychnąć, pozostaje pasywna w swoim proteście.
Kiedy obie podstawowe naturalne obronne reakcje ; Gniew/walka i Strach/ucieczka zamiast spełnić swoją ochronną rolę zostały zablokowane, transformują się w coś najbardziej niszczącego : smutek, bezradność, rozpacz, bezsilność zjadające człowieka od środka. Takie osoby stają się bezbronnymi ofiarami, które łatwo jest krzywdzić bez żadnych konsekwencji.
Dlatego jeśli jest się taką osobą skłonną do odczuwania rozpaczy, depresji, smutku tam gdzie powinna czuć obronny gniew lub reagować odruchowa ucieczką, podstawową sprawą jest sobie powiedzieć: mam prawo czuć/okazać gniew, albo odejść. Przestać bezradnie dowalać samemu sobie i kulić w poczuciu beznadziei i bezsilności, tylko wyzłościć się na to, co krzywdzi, tupnać nogą, walnąć pięścią i stanowczo powiedzieć 'NIE NIE NIE ! Nie pozwalam! dość! I po prostu się oddalić na odpowiedni dystans, w miejsce bezpieczne.
Oczywiście jak podkreślałam wcześnej nie chodzi o robienie karczemnych awantur, bo awantury z narcyzem i tak nic nie załatwią na dłuższą metę, ale o pozwolenie sobie na zrozumienie i zaakceptowanie swego gniewu jako reakcji do której mamy w pełni usprawiedliwione prawo, prawo do tego by powiedzieć narcyzowi NIE, a sobie TAK, zawalczyć o swoje i się aktywnie obronić. Używamy wtedy gniewu jako siły napędowej do zmiany. Konstruktywnej zmiany, gdzie przestajemy być bierną ofiara i odzyskujemy kontrolę nad swoim życiem.
Dajemy sobie też prawo umknać, odejść, zrobić unik, uciec od tego co nas krzywdzi i nam zagraża.
Jak puści tama takiej długo pohamowywanej złości, to to może być dość gwałtowne, intensywne. Nic przyjemnego. Ale trzeba przez to przejść.
Co bardzo ważne, nie wdawać się przy tym w jałowe dyskusje z narcyzem, naprawianie go na siłę, oczekiwanie przeprosin (i tak nie będą szczere). Nie chodzi też o gniewne branie rewanżu, odwetu, zemsty na narcyzie, to strata energii i nakręcanie jego gry. Lepiej sobie tego oszczędzić dla własnego dobra. Chodzi głownie o to, by energia tego gniewu podtrzymała w nas motywację i decyzję, by zakończyć raz na zawsze to co było złe i nas krzywdziło. Gniew jest nam dany po to by się bronić przed złem, nie po to by krzywdzić. Ten słuszny gniew wzmacnia też nasze psychiczne muskuły. Nabieramy poczucia wartości zdając sobie że mieliśmy słuszne powody do tego słusznego, ochronnego gniewu, to nie my jesteśmy ‘wszystkiemu winni, wybrakowani, bezsilni" ’ jak nam wmawiano. Budzimy się z hipnozy.
Tu może warto zrobić małą dygresję.
Jak różni ludzie reagują na niechciane sytuacje i przemoc?
Jedni się złoszczą, wkurzają i walczą, ich reakcja jest skierowana na zewnatrz, natychmiast protestują. Takich ludzi jest trudno skrzywdzić bo sią automatycznie aktywnie bronią.
U innych pierwszą reakcją jest strach, ochronny strach który kaze im natychmiast uciekać. Ich rakcja też jest ukierunkowana na działanie i takich ludzi też nie jest łatwo skrzywdzić bo potrafią umknąć, aktywnie uciec unikając zagrożenia.
Ale są i takie osoby ktore gniewną reakcję blokują z punktu, strach je paralizuje, zamiast walką lub ucieczką reagują po postu płaczem, smutkiem, rożaleniem, ich reakcja jest bierna, obrócona w smutek i rozpacz jest skierowana w niszczący sposób do wewnatrz nich samych. Ta rozpacz pochodzi z poczucia beznadziejności bo ta osoba nie ani daje sobie prawa by się bronic, ani nie potrafi czmychnąć, pozostaje pasywna w swoim proteście.
Kiedy obie podstawowe naturalne obronne reakcje ; Gniew/walka i Strach/ucieczka zamiast spełnić swoją ochronną rolę zostały zablokowane, transformują się w coś najbardziej niszczącego : smutek, bezradność, rozpacz, bezsilność zjadające człowieka od środka. Takie osoby stają się bezbronnymi ofiarami, które łatwo jest krzywdzić bez żadnych konsekwencji.
Dlatego jeśli jest się taką osobą skłonną do odczuwania rozpaczy, depresji, smutku tam gdzie powinna czuć obronny gniew lub reagować odruchowa ucieczką, podstawową sprawą jest sobie powiedzieć: mam prawo czuć/okazać gniew, albo odejść. Przestać bezradnie dowalać samemu sobie i kulić w poczuciu beznadziei i bezsilności, tylko wyzłościć się na to, co krzywdzi, tupnać nogą, walnąć pięścią i stanowczo powiedzieć 'NIE NIE NIE ! Nie pozwalam! dość! I po prostu się oddalić na odpowiedni dystans, w miejsce bezpieczne.
Oczywiście jak podkreślałam wcześnej nie chodzi o robienie karczemnych awantur, bo awantury z narcyzem i tak nic nie załatwią na dłuższą metę, ale o pozwolenie sobie na zrozumienie i zaakceptowanie swego gniewu jako reakcji do której mamy w pełni usprawiedliwione prawo, prawo do tego by powiedzieć narcyzowi NIE, a sobie TAK, zawalczyć o swoje i się aktywnie obronić. Używamy wtedy gniewu jako siły napędowej do zmiany. Konstruktywnej zmiany, gdzie przestajemy być bierną ofiara i odzyskujemy kontrolę nad swoim życiem.
Dajemy sobie też prawo umknać, odejść, zrobić unik, uciec od tego co nas krzywdzi i nam zagraża.
Jeśli ktoś na tym etapie oczekiwałby od nas wybaczenia, popędzał czy pouczał że ‘powinniśmy wybaczyć’ bo 'tak trzeba', bo to obowiązek chrześcijanina, buddysty czy cokolwiek, to to się odczuwa tak naprawdę jak kolejną przemoc. Nie dość że znosiłeś tyle niesprawiedliwości, wymagano od ciebie cierpliwości ponad siły przez długi czas, a teraz na to wszystko wymaga się od ciebie przebaczenia na pstryk i udawania że nic się nie stało. Nie i Nie! Na tym etapie nie jest się w stanie tak ot, przejść nad wszystkim do porządku dziennego i wybaczyć. To trzeba zrozumieć, nie zmuszać się do tego. Takie wymuszone przebaczenie jest potencjalną furtką do powrotu do starych reguł gry, gdzie ulegasz presjom. Nawet jeśli te presje to jest głównie twój wewnętrzny dialog, w którym obcy głos skrzeczy ci w kółko w głowie: powinnaś to, powinnaś tamto....
Gniew na tym etapie jest też potrzebny by rzucić z siebie skumulowane napięcie, naturalne jest że jeśli przez długi czas zaciskaliśmy zęby w niemocy, potrzebujemy się w końcu wyzłościć by to wyrzucić z siebie, zwentylować swoje uczucia, opanować stopniowo wzburzenie.
Dopiero może się w nas pojawić przestrzeń na.... spokój.
Dopiero może się w nas pojawić przestrzeń na.... spokój.
Spokój przychodzi z czasem. Każdy potrzebuje innego czasu, jeden więcej, inny mniej... to zależy, trudno to 'wymierzyć'. W miarę jak ogarniamy sytuację możemy ‘na spokojnie’ zanalizować co się nami działo, dlaczego się w to wszystko wdaliśmy, cały ten proces wybaczania sobie o którym pisałam wcześniej.
Wtedy dopiero, gdy dojdziemy do jako takiego porządku z samym sobą, pojawia się taki stan w którym przyglądamy się z dystansu, co się nam wydarzało, oddzielamy ziarna od plew, co było dobre, co złe. Zaczynamy widzieć że cokolwiek się wydarza, to w pewnym sensie sami godzimy się na uczestnictwo w tym i coś z tego wynosimy, jakieś doświadczenie które samo w sobie nas wzbogaca. Może jakąś mądrość, lepsze zrozumienie siebie, ludzi, życia. Nigdy nie pozostajemy z pustymi rękami bo wciąż mamy siebie. Może trochę 'poturbowanych' i 'doświadczonych przez los' ale żywych!
Przypinamy sobie medal za przetrwanie, obudzenie się, zdrowy bunt, zakończoną sukcesem rebelię i .... idziemy dalej.
Przypinamy sobie medal za przetrwanie, obudzenie się, zdrowy bunt, zakończoną sukcesem rebelię i .... idziemy dalej.
I tak z dystansu już, z poziomu jakiegoś wewnętrznego uspokojenia jesteśmy w stanie zrozumieć, że być może ten człowiek który nam tak mocno zalazł za skórę, był tak skonstruowany że inaczej nie mógł, miał taka naturę skrzywioną przez coś, na co może nie miał wpływu. Może gryzł i kąsał jak gryzie zranione zwierzę zapędzone do klatki. Że on też żyje w jakiejś klatce, tych swoich gier, masek, pozorów które stwarza i tak ciągle udaje, tej ciągłej potrzeby manipulowania innymi, udowadniania że jest lepszy....i całe życie tak, nie zna nic innego, może w ogóle nie potrafi kochać, być sobą, wyluzować się.....ani nie jest szczęśliwy, ani godzien pozazdroszczenia. W życiu nie chciałbyś się z nim zamienić. Biedny człowiek w sumie.
Godzien współczucia. Bingo! to jest ta konkluzja która jest pierwszym krokiem do tego żeby mu naprawdę wybaczyć. Nie od razu i na pstryk, bo na to potrzeba czasu, ale poczuć że może chciałoby się móc mu wybaczyć. Jeśli z upływem czasu to w nas naturalnie wzrośnie, to to wybaczenie się z czasem pojawi, wypączkuje najpierw nieśmiało aż w końcu zakwitnie jak zaskakujący swą urodą dziki, nie wyhodowany sztucznie ale naturalny, kwiat. Kiedy się pojawia, to coś w sercu topnieje i przychodzi taka wielka ulga, jakby ogromny ciężar nam z tego serca spadł.
Móc wybaczyć krzywdę w taki sposób to jak stan łaski, dar dla nas samych, który przychodzi bo o nią prosiliśmy. Przychodzi łagodnie, cicho, nie na siłę, ale jak już się zagnieździ, to na dobre. Kiedy? nie wiadomo, jak przyjdzie czas i dojrzeje w nas.
Takie wybaczenie nie ma absolutnie nic wspólnego z udawaniem że nic się nie stało i przyzwoleniem na to by dalej nas traktowano nie fair. Nic z tych rzeczy. To prawdziwe wybaczenie wywodzi się z autentycznej wewnętrznej siły, ze spokojnego poczucia że nic i nikt nie jest w stanie nas dalej ranić bo jesteśmy zbyt świadomi by pozwolić komukolwiek na krzywdzenie nas. I to jest początek wolności.
Z tego punktu zaczynamy naprawdę czuć że ocaleliśmy ze sztormów, że już wypływamy na spokojne wody, może nawet widzimy drugi brzeg gdzie tam gdzieś na horyzoncie jest spokojna przystań.
Jesteśmy na dobrym kursie.
Z tego punktu zaczynamy naprawdę czuć że ocaleliśmy ze sztormów, że już wypływamy na spokojne wody, może nawet widzimy drugi brzeg gdzie tam gdzieś na horyzoncie jest spokojna przystań.
Jesteśmy na dobrym kursie.
Dziękuję. Bardzo mądry tekst
OdpowiedzUsuńCałkiem dobry tekst, jednak w jednej rzeczy się mylisz.Ofiarami narcyza padają także osoby silne i pewne siebie,ze spójną, zdrową psychiką, bez większych braków emocjonalnych. Niestety,ale ofiarą może stać się każdy, aczkolwiek najwięcej żniwa zbierają wśród osób z jakimś głodem emocjonalnym. Jednak nie jest to takie czarno-białe jak piszesz. Są po prostu w stanie omamic każdego.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję rację. I dla mnie fenomen tego że dajemy sie wciagać w relacje narcyzami, nabierac na ich triki to szeroki temat do zgłębiania....
OdpowiedzUsuńW moim przypadku na pewno ten 'głód emocjonalny' odgrywał dużą rolę, i wiem że w wielu przypadkach właśnie ten ten głod emocjonalny narcyzi najbardziej wykorzystują...
ale zgadzam się że to nie jest jedyny czynnik. Ja byłam w sekcie prowadzonej przez baaardzo narcystyczną liderkę, bardzo przebiegłą i bezwzględną, która umiała doskonale rozgrywać ludzi na różnych poziomach. była w tym jakaś diabelska inteligencja.... W tej sekcie byli ludzie wydawac by się mogło bardzo mocni, inteligentni, świadomi wielu rzeczy a jednak dawali sie nabierac tak samo jak jak, ona uzywała różnych chwytów do różnych ludzi, sama mówiła że 'do serca każdego człowieka jest inny klucz' 'każdemu człowiekowi co innego imponuje' itd.......
Jak ma się do czynienia z wytrawnym manipulantem, to nawet silny człowiek może ulec. przynajmniej na jakiś czas. Absolutnie sie zgadzam.
A potem narcyz próbuje wykorzystać część tej siły a resztę rozmontować krok po kroku by tego człowieka uzależnić od siebie. Temat rzeka.
Dzieki za cenny komentarz.
Podoba mi się idea wybaczania. Właściwie nie o to chodzi , że mi sie podoba , tylko uznaję ją za bardzo cenną. Wybaczyć , ale bez akceptacji tego jak narcyz mnie traktuje, co ze mną robi . Wybaczyć , oddalić od siebie żal do niego , pretensje... Żałosny człowiek . Nieszczęśliwy . Nie potrafi inaczej . Jest tak skonstruowany , ze nie jest w stanie dostrzegać i czuć tego , że krzywdzi . Sam czuje sie ciągle krzywdzony , niedowartościowany . To tragedia byś kimś takim , czuć w ten sposób . Ciągle w napięciu , wciąż uwaga na najwyższym poziomie , napięta , by dobrze wypaść , by czuć się wartościowym ,w swoich i innych oczach . Żyję z narcyzem 20 lat . Od początku zauważałem coś dziwnego : mały człowiek , który usiłuje być wielkim . Ale byłam zbyt zakochana i zbyt zauroczona , by sie tego przestraszyć, by sie temu uważniej przyjrzeć. Potem zostałam zawładnięta . Weszłam w to . Nie potrafiłam inaczej . Koszmar. Cały czas w pogardzie . Winna wszystkiego złego . Czułam , ze to musi być jakieś zaburzenie , ale przez lata to znosiłam . W bólem i wielkim krzykiem w sercu . Nie czułam gniewu , tylko ból . Nie miałam siły badać, szukać pomocy. Niedawno całkiem zaczęłam czytać ,szukać informacji na temat nieprawidłowej osobowości . I odnalazłam : to narcyzm . Idealnie wszystko pasuje Aż niemożliwe , ze wszystko zgadza sie w szczegółach . Jak powielony schemat . Za czekam dużo czytać . Rozumieć . Wreszcie rozumieć tego człowieka, siebie , swoją sytuacje . Przebudziłam się. Wyszłam z mgły . Nauczyłam się reagować . Jeszcze cierpię, żyje w ciągłym niepokoju, ale już podnoszę głowę i uczę się zachowywać dystans psychiczny ., chronić siebie, przed negatywnymi emocjami . Nie mogę zmienić sytuacji , ale mogę kontrolować swoje emocje . To już bardzo wiele . Sama doszłam do tego , ze to nie moja gra , nie mój film , ze jestem po drugiej stronie , za bezpiecznym murem . Udaje mi sie tak czuć i nie przezywać wszystkiego , tak jak dawniej . Niczego nie oczekuję - to chroni przed bolesnymi rozczarowaniami . Nie dostrajam sie do jego emocji , argumentów , oskarżeń . Jestem za bezpiecznym murem . Staram sie też być skałą , nudną , szarą, nie dającą się poruszyć . Żyję obok , ale nie z nim . Jestem poza. Nie jestem szczęśliwa całkiem , ale mam większy spokój . Tyle wystarczy by odczuwać radość z życia . By dostrzegać tyle dobrych i pięknych rzeczy wokół . No i wybaczam . Wybaczam wciąż , przez co zrzucam z siebie wszystkie atakujące mnie ciężary. Biedny, nieszczęśliwy człowiek . Dużo modlę się. za niego . Nie wie, co czyni.... Nie potrafi inaczej . To nie znaczy , ze akceptuję. Po prostu wybaczam i uwalniam sie od poczucia krzywdy. Mam to w nosie , tak sobie mowię . Po prostu . I żyję ! Potrafię się cieszyć , choć jeszcze nie całą sobą, ale potrafię. Naprawdę , wybaczanie bardzo pomaga .
OdpowiedzUsuń